Wymiar bezpośredni

Zanim zaczęłam pracę w sądzie moje wyobrażenie o tym, jak ona wygląda, opierało się niestety głównie na amerykańskich filmach. Będąc na studiach, wyobrażałam sobie siebie jako obrońcę wyłącznie niewinnie oskarżonych, który z wielkim zapałem i zaangażowaniem przekonuje ławę przysięgłych co do bezzasadności oskarżenia, a nad prawidłowym przebiegiem postępowania czuwa sędzia z góry patrzący na salę, który odrzuca bezzasadne sprzeciwy oskarżyciela. Jak wiadomo, amerykańskie filmy z polską rzeczywistością wiele wspólnego nie mają, a dwunastu gniewnych ludzi nie sposób tu spotkać.

Sam model amerykańskiego procesu karnego, gdzie to strony walczą przed sądem o przekonanie do swoich racji okazuje się mieć istotny wpływ na wymiar sprawiedliwości w młodych demokracjach na południu Europy. Stopniowo we wszystkich krajach bałkańskich wprowadzany jest kontradyktoryjny proces karny, a w Gruzji zdecydowano się nawet na ławę przysięgłych, instytucji zupełnie obcej tamtejszej kulturze prawnej.
Podobne rozwiązanie przyjęto w Kosowie, gdzie uchwalony pod koniec grudniu 2012 roku Kodeks Postępowania Karnego z dniem 01 stycznia roku….2013 wprowadził niemal pełną kontradyktoryjność procesu. Kilka miesięcy pracy w tutejszym wymiarze wprawdzie nie daje możliwości podsumowania, ale przynajmniej pozwala podzielić się wrażeniami, czasem może ku przestrodze, zwłaszcza że w czerwcu 2015 roku również w Polsce ma nastąpić przejście do tego modelu postępowania. W tym miejscu nie sposób nie docenić, że polski ustawodawca (w odróżnieniu od kosowskiego) przewidział vacatio legis.

W kwestiach czysto technicznych – tutejsza sala rozpraw mogłaby być taką niemal w każdym kraju, ponieważ nie ma w niej żadnych symboli państwa, w którym się znajduje. Nad stołem sędziowskim nie wisi godło Kosowa, nie ma też stojącej w kącie kosowskiej flagi, co wydać się może zaskakujące z uwagi na ich ilość we wszystkich innych miejscach publicznych. Brak jakichkolwiek symboli państwowych w tutejszych sądach ma być przejawem niedyskryminacji żyjących na tym terenie mniejszości narodowych. Sędziowie nie mają łańcuchów z godłami, a ich togi swym krojem raczej przypominają stroje członków chóru gospel, przynajmniej z tym mi się kojarzą.

Poza zupełnym brakiem symboli sala rozpraw wygląda wystarczająco godnie, czemu sprzyjają wykończone ciemnym drewnem ściany i odpowiednio dopasowane meble. Do tego sędziowie siedzą na wygodnych, prawie skórzanych fotelach, a nie znanych z polskich sądów drewnianych krzesłach, całkowicie sprzecznych z wymogami ergonomii miejsca pracy, o czym jak dotąd zdaje się bezskutecznie próbują przekonać wszyscy inspektorzy bhp. Z drugiej jednak strony tutejsze stoły sędziowskie są tak małe, że segregatory z aktami trzeba umieszczać pod nimi, albo ograniczyć się do przynoszenia tylko tych w danym momencie najpotrzebniejszych. Za stołem sędziowskim siedzi również tłumacz, niezbędny z uwagi na to, że językiem roboczym sędziów międzynarodowych jest angielski, podczas gdy reszta uczestników postępowania posługuje się językiem albańskim. Dość często pojawia się również konieczność tłumaczenia na języki serbski lub turecki (ta ostatnia zwłaszcza na południu Kosowa, w okolicach Prizren), co zdecydowanie spowalnia postępowanie. Układ sali sądowej jest taki sam jak w Polsce, jednak z uwagi na zbyt krótkie ławki przewidziane dla oskarżonych, z reguły część z nich musi siedzieć w ławach dla publiczności.
Doświadczenie pokazuje, że wszelkie posiedzenia są tutaj zdecydowanie bardziej interaktywne niż w Polsce, a zarówno prokurator, jak i obrońcy z reguły zażarcie bronią stanowisk stron. Zawsze jest dużo wystąpień ad vocem, niemniej ostatnie, bardzo długie słowo należy do obrońców i oskarżonych. Charakterystyczna dla tutejszych prawników, zwłaszcza adwokatów, wydaje się być duża ekspresja, jak też skłonność do powtarzania różnymi słowami tych samych argumentów. Poza tym strony zdecydowanie częściej niż u nas powołują się na podstawowe prawa człowieka, którym w Kosowie nadaje się szczególne znaczenie. Obowiązek bezpośredniego stosowania aktów prawa międzynarodowego dotyczących właśnie praw człowieka wynika nie tylko z tutejszej Konstytucji, ale również z Kodeksu Postępowania Karnego.
W odróżnieniu od tego, co jest typowe dla polskich sądów, ogłoszeniu jakiejkolwiek decyzji nie towarzyszy powoływanie wszelkich możliwych przepisów Kodeksu postępowania karnego. Zaplanowanie dalszego biegu postępowania polega na podaniu przez sąd kolejnych dni posiedzeń w najbliższym czasie, wraz z numerami sal i godzinami rozpoczęcia. Ku mojemu zaskoczeniu oskarżeni niemal zawsze są obecni, a świadkowie przychodzą, nawet jeżeli zostali wezwani telefonicznie zaledwie dzień wcześniej. Przejaw szacunku dla sądu…
Posiedzenia na szczęście nie są nagrywane, bo trudno sobie wyobrazić ponowne wysłuchanie ze zrozumieniem kilkudziesięciu godzin rozpraw po albańsku i angielsku. Protokolanci, w większości pochodzący z Wielkiej Brytanii, na bieżąco sporządzają zapis przebiegu rozprawy (z reguły co najmniej 30 stron po jednym terminie), gdzie słowo w słowo odnotowano, co zostało powiedziane. Przed podpisaniem protokół oczywiście trzeba sprawdzić, niemniej jest to mniej czasochłonne niż odsłuchiwanie tego, co zdarzyło się w sądzie. Twórczym rozwiązaniem przyjętym w Kosowie jest konieczność podpisania protokołu nie tylko przez sędziego i protokolanta, ale również przez strony, czyli prokuratora i oskarżonych, którzy oczywiście zanim to zrobią mają prawo wnoszenia zastrzeżeń. W rezultacie uzyskanie podpisów pod protokołem staje się jednym z większych wyzwań w procesie, a sam protokół wygląda bardziej jak kontrakt.  Z kolei zdecydowanie pozytywnym rozwiązaniem jest to, że asystent pracuje z sędzią nad konkretną sprawą, a nie w konkretne dni, co bardzo ułatwia współpracę. Rozwiązanie w moim odczuciu godne polecenia i wprowadzenia w Polsce.

Zdawało mi się, że dojdę do kontradyktoryjności. Ale chyba jednak następnym razem.

Pozdrowienia z Bałkanów

Do góry